Nie znam za wielu osób, które zawsze ze wszystkiego były geniuszami. Jedni mieli problem z matematyką, czy fizyką, inni z historią, polskim, a jeszcze inni z wf. Pomimo tego, że wkładali spory wysiłek w to, żeby zapanować nad tą czarną magią, to i tak nie odnosili w tej dziedzinie spektakularnych efektów. Oczywiście, jak ze wszystkim są wyjątki od reguły, ale dzisiaj nie będzie o nich, a o syndromie bezradności intelektualnej.
Jeśli jakiś przedmiot w szkole wprawiał cię w spory dyskomfort, to bardzo prawdopodobne, że miałeś styczność z syndromem bezradności intelektualnej, który pojawia się w momencie, kiedy wszelkie wysiłki nie przynoszą żadnego rezultatu. Grzegorz Sędek przeprowadził na ten temat obszerne badania, w których udział wzięli warszawscy licealiści. Sędek skonstruował kilka kwestionariuszy, które mierzyły bezradność intelektualną, ale także poziom zagrożenia jaki wzbudzały poszczególne szkolne przedmioty oraz skalę oceny nauczyciela (np. jak wielki wysiłek wkłada w to, żeby uczniowie zrozumieli dany materiał). Badania miały za zadanie sprawdzić, w jaki sposób różne zmienne są powiązane z poziomem osiągnięć szkolnych, które mierzone są testem wiadomości i ocenami na koniec roku.
Sędek ze swoich badań wyciągnął jeden ważny wniosek – to bezradność hamuje osiągnięcia szkolne. Badania potwierdziły również prawdę, która poniekąd jest nam znana od dawna – bezradność może być selektywna, ponieważ uczniowie bezradni na matematyce, nie muszą mieć tego problemu na historii, czy odwrotnie. Jest to dowód na to, że bezradność jest wyuczonym wzorcem reagowania, a nie musi być koniecznie przejawem jakiś braków w intelekcie ucznia.
Syndromem bezradności intelektualnej wcale nie są zagrożeni ci, którzy są słabo zmotywowani do nauki, wręcz przeciwnie. Syzyfową pracę odwalają ci, którzy mają silną motywację, a w podejmowanych przez nich działaniach pojawia się duża intensywność oraz bezowocne próby zrozumienia danego materiału. Potem następuje tylko dramat i frustracja, chyba z każdej możliwej strony – ucznia, nauczyciela i rodzica.
W jaki sposób nauczać, żeby nauczyć?
Czasem mam wrażenie, że w niektórych szkołach wychodzi się z założenia, że jeśli nauczyciel umili uczniom życie i sprawi, że czas w szkolnych murach spędzą bezstresowo, to sprawi, że uczniowie nagle będą wiedzieć więcej. Oczywiście, że jest to bardzo ważne, ale nie najważniejsze, żeby uczeń przyswoił wiedzę. Sędek w swoich badaniach pokazał, że potrzeba czegoś więcej, co wcale nie jest takie proste do zrealizowania – należy uczyć w taki sposób, który nie dopuści do rozwinięcia się bezradności intelektualnej u uczniów.
Według Sędka, nauczyciel powinien przekazać wiedzę w najlepszy jaki umie sposób, ale przede wszystkim musi zadbać o informację zwrotną na temat prezentowanych przez niego treści. Nauczyciel powinien:
- Pytać uczniów, czy rozumieją
- Wyjaśniać wątpliwości
- Zachęcać do odpowiedzi
- Pobudzać ciekawość uczniów
- Stymulować ich aktywność na lekcji
Oczywiście powyższe działania wymagają nie tylko dobrej woli ze strony nauczyciela, ale także odpowiednich umiejętności oraz kompetencji. Jeśli stwarza się klimat niczym z horrorów, robi z ucznia głupka, a nauczyciel całym sobą pokazuje jak bardzo jego poziom frustracji i bezsilności sięgnął zenitu, to niech liczy na to, że uczeń się otworzy i przyzna, że czegoś nie rozumie, czy będzie na takiej lekcji aktywny. Działa to również w drugą stronę, bo chyba wszyscy zdajemy sobie sprawę, że nie żyjemy w świecie idealnym. Nie da się wszystkiego zmierzyć taką samą miarą, bo każda szkoła jest inna, nauczyciel, czy uczniowie, ale myślę, że warto się postarać (i mam na myśli obie ze stron), dzięki temu może zmieni się chociaż jedno życie, które uwolni się z syndromu bezradności intelektualnej albo nigdy w niego nie wpadnie.
Bibliografia: Wojciszke B., „Psychologia społeczna”, Warszawa:Wydawnictwo Naukowe SCHOLAR, 2011.