„Kiedy byłam na studiach kazano napisać mi artykuł o małżeństwie z sześćdziesięcioletnim stażem. Oboje byli po osiemdziesiątce. Gdy przyjechałam zrobić z nimi wywiad, byłam zdziwiona tym, jacy są zgrani. Sądziłam, że po sześćdziesięciu latach ma się dość tej drugiej osoby. Ale oni patrzyli na siebie, jakby wciąż się nawzajem szanowali i podziwiali, choć z pewnością przeszli razem niejedno.Zadałam im różne pytania, a najbardziej poruszyła mnie odpowiedź na ostatnie z nich: „Jaki jest sekret idealnego małżeństwa?”. Starszy pan pochylił się do przodu i spojrzał na mnie z powagą. „Nasze małżeństwo nie było idealne – powiedział. – Żadne małżeństwo nie jest. Zdarzało się, że żona z nas rezygnowała. Częściej zdarzało się, że rezygnowałem z nas ja. Sekret naszego długiego stażu polega na tym, że nigdy nie zrezygnowaliśmy w tym samym czasie.”
Chcemy przyjaźni na całe życie i miłości aż po grób. Dobrych relacji ze swoimi dziećmi, rodzicami i rodzeństwem. Wymagamy od innych szczerości, lojalności, bliskości, wsparcia, akceptacji – często nie dostrzegając, że my sami nie jesteśmy do końca tymi, za których się uważamy. Rzeczywistość pokazuje, że potrafimy pięknie pisać o wartościach, o przyjaźni, rodzinie i miłości, wrzucać zdjęcia na których szczęście wychodzi uszami, a kiedy pojawia się problem i sytuacja nie toczy się po naszej myśli – zawijamy kapcie. Ludzie zamiast przedstawiać swoje stanowisko, wyjaśniać nieporozumienia czy wątpliwości – wolą się rozstać. Dziękują sobie za współpracę (a zazwyczaj nawet nie dziękują) i proszą następną osobę z kolejki. Żyją w przekonaniu, że ten człowiek będzie w ich życiu do wybuchu Słońca i jeszcze dłużej – a niestety życie pokazuje, że często jest zupełnie inaczej. Nierozwiązane sprawy w jednej relacji magicznie nie znikają, ponieważ nie jesteśmy idealni. Nasze lęki, strachy, zazdrości, kompleksy, tłumione emocje i niewypowiedziane potrzeby oraz oczekiwania czy frustracje – należą do nas. Nie do przyjaciela, męża, żony, rodzica, brata, koleżanki czy szefa. Możecie zmieniać ludzi wokół, ale dopóki nie zrozumiecie, że jest to Wasza kostka Rubika, nad którą trzeba się pochylić i popracować – Mount Everestu relacji to nie osiągniecie. Możemy zmieniać ludzi, przeprowadzać się, uciekać, nie odzywać się – ten bagaż zawsze będzie z nami. I wiecie co? Nawet bardzo dobrze ukryty, odezwie się w najmniej odpowiednim momencie.
Nie sztuką jest zrezygnować. Sztuką jest zostać, przeanalizować sytuację, możliwości i ustalić plan działania – a kiedy wykorzystasz już wszystkie, podziękować za wspólny czas i za to czego nauczyliśmy się w tej relacji. Szanujmy siebie nawzajem. Skoro na tamten czas zrobiliście wszystko, żeby uratować daną relację – dobrze by było przejść w fazę akceptacji tego faktu i pójść w swoją stronę. Dotyczy to każdego rodzaju relacji. Przychodzi taki czas, kiedy trzeba już odpuścić. Możesz tłuc dzieciakowi do głowy, że ma założyć czapkę, bo będzie chory, ale i tak dobrze wiesz, że ściągnie ją za rogiem. Choćby z przekory. I tak wiesz, że ściągnie czapkę i najprawdopodobniej będzie chory, ale daj temu małemu człowiekowi poczuć konsekwencje swoich czynów. Możesz co piątek wykładać szefowi nowe pomysły na ulepszenie pracy, a on i tak wiecznie będzie widział problem. Jeśli nie możesz zmienić szefa, możesz zmienić pracę, a swój potencjał wykorzystać gdzie indziej.
Bardzo często jest tak, że jak kogoś poznajemy jesteśmy zafascynowani tą drugą osobą. Wszystko jest nowe, inne i takie ciekawe. Mamy tyle wspólnego. Z biegiem czasu, kiedy relacja pod wpływem różnych wydarzeń zostaje poddana najróżniejszym sprawdzianom – nie wszystkie przechodzą ten test z sukcesem. Jest to jak najbardziej normalna kolej rzeczy, ponieważ nie musimy być kompatybilni ze wszystkimi, w końcu nie jesteśmy apkami. Rozstania postrzegamy często jako coś złego, i w jakimś aspekcie ma to sens, ponieważ zazwyczaj w takich momentach cierpimy. Tak naprawdę rozstania też są rozwojowe. Często zmuszają nas do refleksji – nad sobą, nad relacją i nad tym drugim człowiekiem. Pewnie większość z nas chciałaby być jak to starsze małżeństwo, które spędziło ze sobą praktycznie całe życie. Chcielibyśmy mieć osiemdziesiąt lat i iść za rękę z tą samą osobą, z którą zaczęliśmy spacerować sześćdziesiąt lat temu. Chcielibyśmy, żeby nasze dzieci żyły w zgodzie ze sobą, miały dobre relacje z nami- rodzicami i ze sobą nawzajem. Chcielibyśmy, żeby przyjaciele byli serio na zawsze, a nie byli wymieniani co 2 lata jak telefon w abonamencie. Często zapominamy, że budowanie relacji z drugim człowiekiem nie polega na żądaniu od innych, by żyli tak jak my chcemy. To przede wszystkim nieustanne rozmowy, poszukiwanie kompromisów, akceptacja, przestrzeganie granic, czasem chwile ciszy, a bardzo często właśnie walka o tego drugiego człowieka, kiedy nie ma już sił.
A jak wyglądają Wasze relacje? W jaki sposób o nie dbacie i jak sobie radzicie z trudnościami w relacji? : )